logo

Św. Maria od Wcielenia życiorys

Maria od Wcielenia - Pierwsza kobieta misjonarka

dawniejszy artykuł autorstwa śp. siostry Kingi Strzeleckiej OSU

Św. Maria od Wcielenia

Maria Guyart - późniejsza Maria od Wcielenia - urodziła się w Tours, we Francji w 1599 roku w średniozamożnej rodzinie rzemieślniczej, jako czwarte spomiędzy ośmiorga dzieci. (...)

Mając lat 17 jest dziewczyną dorosłą, dobrze zbudowaną, o krzepkim zdrowiu, które zresztą zachowa bardzo długo. Chce wstąpić do klasztoru, ale matka osądza, że jest na to zbyt wesoła i zbyt skłonna do śmiechu. Nie pytając ją wiele o zdanie, rodzice znajdują jej kandydata na męża, niejakiego Klaudiusza Martin, mistrza tkackiego, właściciela tkalni jedwabiu. Uznając wybór rodziców za znak woli Bożej, Maria poślubiła Klaudiusza i pokochała go serdecznie. Mawiała o sobie, że lubiła kochać i być kochaną. Różnie dokumenty mówią o tym małżeństwie, a raczej nie mówią na czym polegało cierpienie, które jakoby mimo woli sprawiał jej mąż. W każdym razie służba wyrażała się o niej „biedna Panienka”. Po dwu latach urodził się im syn, Klaudiusz, a pół roku potem Maria została dziewiętnastoletnią wdową. Przedsiębiorstwo męża było w tak fatalnym stanie finansowym, że Maria postanowiła je zlikwidować i na rok przeprowadziła się z dzieckiem do ojca. (...)

W tym właśnie okresie, kiedy była dwudziestoletnią wdową z małym synkiem, zaprzątnięta codziennymi sprawami, została pewnego dnia na ulicy zaskoczona nagłym nawiedzeniem Bożym, które zatrzymało ją w bezruchu. Było to czysto intelektualne poznanie, że Bóg jest jakby oceanem czystości, nie znoszącym najmniejszej odrobiny brudu, wyrzucającym go na brzeg, poza siebie. Kiedy Maria ocknęła się i powróciła do normalnego stanu, zauważyła, że stoi tuż obok kaplicy cystersów. Weszła natychmiast, aby się wyspowiadać, jakkolwiek nigdy dotąd nie sądziła, jakoby miała wielkie grzechy na sumieniu. Ten dzień nazwała potem dniem swego nawrócenia. Od tej chwili uzyskała dar bezustannego obcowania z Chrystusem, z którym omawiała wszystkie bieżące sprawy, równocześnie załatwiając je z ludźmi.

Po kilku latach odżyło jej dawne pragnienie wstąpienia do zakonu. Jedyną przeszkodą był teraz jej jedenastoletni syn Klaudiusz. (...) Maria przeżywa prawdziwy torturę wewnętrzną, niepewna, czy ma prawo pozostawić dziecko pod opieką siostry i zakonników. Spowiednicy zapewniali ją jednak, że jej powołanie zakonne jest autentycznym wezwaniem Bożym. Przeżywając więc „śmierć za życia” i czując, jakby się jej wszystkie kości rozsypywały, w towarzystwie siostrzenicy i rozszlochanego syna udała się do klasztoru urszulanek, gdzie wstąpiła 25 stycznia 1631 roku. Klaudiusz wielokrotnie przemykał się przez otwartą z racji remontów bramę klasztoru a nawet urządzał całe oblężenie z grupą rówieśników, bombardując klasztor kamieniami i wołając, aby oddano mu matkę. Była to dla niej prawdziwie Abrahamowa ofiara.

Maria Martin przybrała w klasztorze imię Marii od Wcielenia. Urszulanki wybrała z kilku powodów. Był to zakon równocześnie kontemplacyjny i czynny. Siostry kilka razy dziennie śpiewały oficjum, zajmowały się wychowaniem i nauczaniem dziewcząt. Jednak, dla tej ruchliwej, dojrzałej kobiety, nagle zamkniętej w klasztorze w towarzystwie kilkunastoletnich nowicjuszek, pobyt w nowicjacie nie był łatwy. Już na początku jednakże pobytu w klasztorze proroczy sen nadał nową orientację całemu jej życiu: zobaczyła nie znany sobie kraj rozległy, górzysty, pokryty lasami i gęstą mgłą. Na szczycie wystającej ponad mgłą góry, na wierzchołku kamiennej kapliczki siedziała Matka Boża z Synkiem na kolanach i rozmawiała z Nim o Marii, która poznała, że jej los nierozdzielnie związany będzie z tym krajem. Wydawał się jej równie godny litości jak przerażający. Była jedynie gotowa udać się bodaj na kraj świata, niezależnie od napotkanych trudności i przeszkód, dowiedziała się bowiem równocześnie, że są tam ludzie, będący własnością Chrystusa, nabyci za cenę krwi, którzy Go nie znają i nigdy nie poznają, jeżeli ktoś im tego nie umożliwi. Dowiedziała się także, że krajem, do którego ma się udać, jest Kanada. Już sama ta nazwa napełniała wówczas ludzi przestrachem.

Francuski sztandar zatknięto w tym kraju już w połowie XVI w., ale kolonizowanie rozpoczęto dopiero od XVII w., to znaczy od momentu, kiedy Champlain został mianowany gubernatorem Kanady, a jezuici przybyli tam jako pierwsi misjonarze. Z nimi to Maria od Wcielenia nawiązała korespondencyjny kontakt. Nie byli bynajmniej entuzjastycznie nastawieni do projektu przybycia do Kanady zakonnic klauzurowych. Woleliby widzieć tam osoby świeckie. Ostatecznie jednak po wielu tarapatach i tak zwanych zbiegach okoliczności, które okazały się jednak opatrznościowymi, wszystkie przeszkody zostały pokonane. W maju 1639 roku trzy urszulanki - dwie z Tours i jedna z Paryża - oraz trzy siostry szpitalniczki wyruszyły w podróż morską do Quebec w Kanadzie, gdzie dotarły po trzech miesiącach.

Quebec było wówczas mieściną złożoną z fortu św. Ludwika, kilku domów i paru drewnianych chałup. Kolonia francuska liczyła niewiele ponad 250 osób. Wokół rozpościerał się nieprzebyty kraj górzysty i lesisty, gdzie Huroni, Irokezi, Algonkinowie, Montanowie i inne plemiona indiańskie żyły z polowania, rybołówstwa i wzajemnych wojen. Maria od Wcielenia, jako pierwsza na świecie kobieta misjonarka, przybyła tu w 40. roku życia, aby pozostać przez lat ponad trzydzieści, aż do śmierci.

Wszystko musiała zaczynać od zera. Przydała się jej teraz zaprawa i doświadczenie zdobyte w przedsiębiorstwie szwagra. Początkowo zarówno siostra jak i tak zwane pensjonarki, to znaczy francuskie i indiańskie dziewczęta, które dawano im na wychowanie, gnieździły się w dwuizbowym pomieszczeniu z piętrowymi łóżkami, służącym równocześnie za sypialnię i refektarz, oratorium i klasy szkolne. Sklecony z kory indiańskiej wigwam był rozmównicą bezustannie nawiedzaną przez gości. Maria od Wcielenia zadecydowała, że trzeba zbudować klasztor przystosowany do ilości osób i warunków miejscowych. W oparciu o obietnice fundatorki dotyczące finansów, sprowadziła z Francji robotników i materiały na trzy lata z góry. Kiedy klasztor już powstał nakładem olbrzymich wysiłków i wielkich kosztów, spłonął doszczętnie w nocy 31 grudnia 1650 roku. Siostry i dzieci zostały w koszulach na śniegu. A okręty z transportem z Francji przybywały tylko w czasie trzech letnich miesięcy i to nie zawsze dowożąc powierzane sobie przesyłki.

Klasztor prawdopodobnie podpalili Irokezi, którzy już rok wcześniej założyli konfederację pięciu państw z postanowieniem zniszczenia wszystkich przyjaciół Francji. Wielu jezuitów poniosło wówczas śmierć na skutek nieprawdopodobnych tortur. W takich okolicznościach powstał więc problem: pozostać, czy wracać do Francji? Maria od Wcielenia postanowiła pozostać. I raz jeszcze wszystko zaczęła od początku. Znowu sklecono prymitywne baraki i piętrowe łóżka. A klasztor liczył wówczas łącznie z dziećmi około 50 osób.

Pod kierunkiem jezuitów Maria od Wcielenia opanowała język Algokinów, a potem jeszcze dwa inne narzecza indiańskie. Opracowała trzy katechizmy algokińskie, jeden po irokezku, historię biblijną, modlitewniki, słowniki.

Praca urszulanek polegała zasadniczo na wychowywaniu i nauczaniu małych Indianek, które rodzice powierzali im przynajmniej na kilka miesięcy w roku. Przychodzili jednak także dorośli - kobiety i mężczyźni, pozostając niekiedy całymi tygodniami. Autorytet czarnych sukien, jak nazywano urszulanki, a zwłaszcza przełożonej, Marii od Wcielenia, wzrósł już do tego stopnia, że przychodzili do niej nie tylko nowo przybywający do Kanady jezuici, prosząc o rady i wskazówki, czy odjeżdżający do Francji, aby się z nią pożegnać. Przychodzili także wytatuowani naczelnicy szczepów, w pióropuszach na głowie, aby przed udaniem się na łowy lub na wojnę prosić o błogosławieństwo i modlitwy. Był nawet u niej pewien indiański czarnoksiężnik, pragnący odsprzedać jej tajemnicę swoich czarów. W sumie w samym tylko roku 1641, a więc zaledwie w dwa lata po przybyciu urszulanek do Kanady, przewinęło się przez ich klasztor około 50 pensjonarek i 700 dorosłych. Trudno było ewangelizować głodnych. Kociołek z grochówką i topioną słoniną zawsze stał na ogniu.

Z biegiem czasu przybywało coraz więcej sióstr, coraz więcej pensjonarek, coraz więcej gości a Kiedyś przybył cały szczep Attikameków po pouczenie w wierze.

Huroni osiedlili się bardziej na północy, nad jeziorem Hurońskim. Najliczniejsi chrześcijanie rekrutowali się spośród osiadłych bliżej Ouebecu Algokinów, natomiast bezustannym zagrożeniem były napady Irokezów. W 1666 roku doszło do prawdziwego oblężenia Quebecu. Siostry musiały wycofać się do jezuitów, a klasztor urszulanek zamieniono na twierdzę, której broniło 80 osób. Maria od Wcielenia nie opuściła klasztoru. Czuwała nad wszystkim, przygotowując dla żołnierzy i służby zarówno posiłki jak i zapasy amunicji. Groźba Irokezów ustała dopiero po kilku latach.

Maria od Wcielenia była w Kanadzie przełożoną przez trzy sześcioletnie kadencje; w przerwach między nimi pełniła funkcję mistrzyni nowicjatu i ekonomki. Na niej spoczywał obowiązek olbrzymiej korespondencji z Francją, gdzie pisywała w najróżniejszych sprawach: do syna, który wstąpił do benedyktynów i prosił matkę o wskazówki dotyczące życia wewnętrznego, a także o napisanie jej autobiografii. Ukończony już rękopis spłonął w klasztorze w 1650 roku. Klaudiusz nie chciał być jednak sfrustrowanym dzieckiem, nie przestawał nalegać, a matka nie mogła i nie chciała mu odmówić. Przy świeczce po nocach pisała drugą wersję, mając przy tym nowe światła i dostrzegając sens swojego życia. Korespondencja z synem i pisana dla niego autobiografia Marii od Wcielenia stanowią podstawowe źródła dotyczące jej życia. Klaudiusz Martin zaś będzie pierwszym biografem swej matki.

Inne listy kierowała do klasztorów urszulańskich, do niezliczonych przyjaciół i osobistości oficjalnych we Francji, prosząc o pomoc finansową, o przesyłki w postaci żywności, odzieży, materiałów, leków itd. (...)

Trudności piętrzyły się ze wszystkich stron, ale nie to było ważne. Indianie bowiem, według określenia Marii od Wcielenia, byli jej największym skarbem, jej braćmi i siostrami, których kochała więcej niż własne życie i wszystkie dobra, jakie są pod niebem. Dlatego też wielkim bólem był dla niej fakt, że Francuzi nie tylko cywilizowali Indian, ale także rozpijali ich. Rozpijali zarówno mężczyzn jak kobiety i dzieci, dostarczając im tak zwanej ognistej wody. Maria od Wcielenia czuła się duchowo związana nie tylko z tymi, z którymi się stykała bezpośrednio, ale również z Indianami całej Kanady, do których docierali lub do których nie mogli dotrzeć jezuici. Co więcej, gdyby to było możliwe, byłaby gotowa jechać do Indii, do Chin, do Japonii i na koniec świata, gdyby tylko mogło zmieścić się to w jednym ludzkim życiu i gdyby pozwalały na to dekrety Soboru Trydenckiego. W ich świetle już sam fakt obecności urszulanek w Kanadzie był wprost niewiarygodny. A praca w Quebec przekraczała siły choćby tak odpornej, przedsiębiorczej i zdolnej kobiety jak Maria od Wcielenia.

Powstaje zatem pytanie o źródło jej niespożytej energii i odwagi. Było nim, rzecz oczywista, wewnętrzne życie modlitwy i to modlitwy sięgającej najwyższych szczytów mistyki chrześcijańskiej. Świadczą o tym jej własne pisma, redagowane przez nią na polecenie spowiednika i, jak wspomniałam, na prośbę syna. Pisma te są arcydziełem literatury mistycznej wszystkich czasów, a ich autorka, Maria od Wcielenia, zaliczana jest do największych mistyczek Kościoła katolickiego. Nazywana bywa Teresą Nowej Francji i uznana za patronkę Kanady. Charakteryzuje ją niezrównana precyzja języka i ścisłość teologiczna wprawiająca w podziw mistrzów i znawców tej dziedziny. Maria Guyart, późniejsza Maria od Wcielenia, była osobowością niezwykle bogatą, a talenty jakie otrzymała od Boga dotyczyły zarówno dziedziny natury jak i dziedziny łaski. W podziwu godny sposób gospodarowała tymi talentami, by je pomnożyć i oddać, nie jako zawinięte w węzełek, ale jako ustokrotniony kapitał. Wielkość jej łask równa się wielkości jej cierpień, a wielkość jej świateł - wielkości ciemności, przez które musiała przechodzić z heroizmem nagiej wiary, ale także z wielkoduszną gotowością zanim pierwsze, powiedziane Chrystusowi przez siedmioletnią dziewczynę: „tak, chcę być Twoją” przybrało taki kształt, jaki rzeczywiście miało.

Zmarła w 1672 roku, w 73 roku życia. Do końca przytomna, na dwie godziny przed śmiercią prosiła o przyprowadzenie do siebie Indianek, aby je mogła pożegnać i ostatni raz pobłogosławić.

Mówi się o niej, że była zakochana w Słowie Bożym Wcielonym - czyli w Chrystusie totalnie pięknym, pięknem ludzkim i pięknem boskim. Jej objawienia właśnie tę podstawową dla chrześcijaństwa prawdę mają za główny przedmiot. Treścią duchowości Marii od Wcielenia jest wielki Bóg, Bóg Święty, Bóg nieskończonego majestatu, Bóg jedyny, a równocześnie Bóg w trzech Osobach. Bóg, który dał jej poznać, jak Ojciec odwiecznie miłuje Syna, Słowo Boże, jak to Słowo bierze ją sobie na własność i jak ona oddaje się Mu dzięki działającemu w niej Duchowi Świętemu. Słowem - duchowość Marii od Wcielenia ukazuje nie jakiś jeden aspekt życia Chrystusa, nie jakiś jeden przymiot Boży, ale to co w stosunku Chrystusa do człowieka i Kościoła oraz w stosunku człowieka do Chrystusa jest właśnie ową wielką tajemnicą - tajemnicą podobieństwa i oblubieńczości, o której mówi św. Paweł. Dlatego jej miłość do Najpiękniejszego spośród synów ludzkich obejmuje także wszystkich, którzy do Niego należą lub należeć powinni. A Jego Duch jest jej motorem, jej światłem, jej energią, jej siłą napędową.

I właśnie jako taka, Maria od Wcielenia staje dziś przed nami jako ponadczasowy model człowieka w Kościele. Człowieka zakochanego w Chrystusie, w Słowie, które stało się Ciałem, aby sobie tego człowieka zdobyć na własność. Ale nie stanie się to bez jego wolnej zgody, bez jego wierności, bez jego współpracy, bez totalnego zaufania Wielkiemu Bogu, który jest Ojcem, Synem i Duchem Świętym.

Taka też Maria od Wcielenia jest modelem urszulanek. Jej imię znalazło się na liście błogosławionych, na którą wpisał je papież Jan Paweł II 22 czerwca 1980 roku.

Kinga Strzelecka OSU


Wielki Tydzień

Teksty liturgiczne Wielkiego Tygodnia ukazują Jezusa bezbronnego, wyśmianego, ubiczowanego, uznanego za kryminalistę skazanego na śmierć krzyżową. Jezus Syn Boży odrzuca drogę zemsty, potęgi czy cudu, nie niszczy swoich wrogów, nie schodzi z krzyża, lecz przyjmuje wszystkie cierpienia dla zbawienia ludzi. Męka Jezusa jest Jego osobistym doświadczeniem, lecz jako Syn Człowieczy – przedstawiciel całej ludzkości - prezentuje także cierpienia i duchową walkę ze złem każdego człowieka.

Na dziś

Proście Go, uniżajcie się wobec niezmierzonej potęgi Boga.

św. Aniela Merici